Według mojego rozeznania, minęły 34 lata od czasu, kiedy ostatni raz przemierzałem drogę w dół małej, żwirowej plaży, za stocznią przy Prom FelixstoweWłożyłem moje niezawodne buty "Bullseye" i wsiadłem na pokład pontonu, który był przyczepiony do łodzi rybackiej Dougie Goodall'a "Swallow II". Nie zdawałem sobie sprawy, że ten wspaniały, wczesny letni poranek w 1982 roku będzie moją ostatnią podróżą przez wiele, wiele lat. Była to ostatnia scena chłopięcego życia, w którym byłem świadkiem zmagań naszych lokalnych rybaków przybrzeżnych i która ukształtowała i reprezentowała pasję do tego sektora i jego uczestników, którą teraz tak mocno odczuwam.
Latem łowiąc kraby i homary, a zimą łowiąc dorsze i płaszczki, chętnie spędzałem cenne godziny wakacji i weekendów na morzu w otwartej łodzi motorowej z klinkieru, bez VHF, bez kamizelki ratunkowej, EPIRBGPS, telefon komórkowy, a nawet kwoty, co oznacza, że łowiliśmy to, co chcieliśmy, gdzie chcieliśmy. Dla mnie, doskonale idylliczne (choć często zubożałe) istnienie, że tylko upadek moich dni szkolnych oznaczony koniec, po zaszczepieniu wrodzonej miłości do owoców morza we mnie, a ponadto, głęboki i głęboko zakorzeniony szacunek dla tych, którzy znoszą nie tylko codzienne kaprysy pogody, pływów i sezonu, ale także skomplikowane i często błędne działania z Wspólna Polityka Rybołówstwawyryte przez urzędników z rygorystycznym i zdecydowanym egzekwowaniem.
Ale jestem tu znowu, ubrany w skórę olejową i z największym uśmiechem na twarzy, gdy wiosłuję na Valerie Ann (IH322) na zaproszenie szypra poniżej 10 m, Eda Buttersa, aby ponownie wypłynąć z tego małego, ale bardzo lubianego, pokrytego deskami i zniszczonego przez pogodę klejnotu wybrzeża Suffolk, na polowanie na pierwsze homary w nowym sezonie.
Południowy i czasami pomijany kuzyn tak bardzo wychwalanych miejsc wypoczynkowych Aldeburgh i Southwold, Felixstowe Ferry z jego bogatą historią morską, emanuje eklektycznym i indywidualnym urokiem, który przyciąga tysiące odwiedzających w całorocznej pielgrzymce zarówno z morza jak i lądu. Położony dwie mile na północ od swojego ekspansywnego i dominującego komercyjnego sąsiada, Felixstowe Ferry. Port Felixstowektóry obecnie szczyci się jednym z największych terminali kontenerowych na świecie, jego podstawowy urok, niewątpliwie wynika z jego ponadczasowej i niekłamanej prostoty oraz faktu, że rozwój w ciągu lat został ograniczony. Indywidualne i rzeczywiście bardzo autonomiczne społeczności istnieje tutaj z mieszkańców korzystających z kościoła, (St Nicholas) pub (Prom) oraz dwie kawiarnie.
John White, rybak, szkutnik, a obecnie kapitan portu opowiada mi dokładnie co znaczyło dla niego 70 lat jako mieszkańca Ferry i rybaka oraz jak zmieniły się czasy. "Moi rodzice przenieśli się tutaj po wojnie, kiedy mój ojciec opuścił marynarkę handlową", wspomina. "Zaczął tu łowić ryby i zawsze byłem częścią tej sceny".
Głównym filarem społeczności, flota rybacka w tamtych czasach, liczone o wiele więcej szyprów i załogi, ale nadal znaczna liczba działa z ujścia Deben dziś, z obecnie dziewięć pełnoetatowych zarejestrowanych jednostek. "Oczywiście", kontynuuje John, "obecnie mamy faktycznie więcej łodzi połowów z tego miejsca komercyjnie niż Lowestoft." Galopujący fakt, gdy weźmie się pod uwagę historyczny status i znaczenie najsłynniejszego znaku towarowego wschodniego wybrzeża, ale teraz erstwhile portu rybackiego.
Żeglarstwo i usługi, których wymaga, odgrywają coraz ważniejszą rolę w tutejszej gospodarce. Żeglarze z Wielkiej Brytanii oraz z pobliskiej Belgii (tylko 80 mil), Holandii i Francji, wpadają tu regularnie po zapasy i paliwo lub po prostu, aby docenić wspaniałą scenerię otaczającego wybrzeża Suffolk i krajobrazu z widokiem w górę rzeki do dalszych miejsc cumowania w Ramsholt, Waldringfield i Woodbridge. Centralnym punktem jest dobrze znane i często fotografowane molo, gdzie prom działa od pokoleń, ostatnio sterowany przez Johna, a wcześniej przez jego ojca i dobrze szanowaną lokalną postać Charlie Brinkley, zapewniając podróżnym kluczową, oszczędzającą czas przeprawę do Bawdsey na północnym brzegu i nadal ogromnie popularne wśród spacerowiczów i rowerzystów.
"W ciągu roku odwiedzają nas setki statków" zachwyca się John. Jako kapitan portu działa również jako pilot dla tych gości, którzy potrzebują pomocy w bezpiecznym wprowadzeniu swoich statków do Deben. Również tutaj znajdują się udogodnienia dla miłośników żeglarstwa, zarówno motorowego jak i żaglowego. Klub żeglarski ma ugruntowaną pozycję z prężnie działającym członkostwem i Stocznia promowa oferuje naprawy, wyciągnięcie z wody, sklep i cumowanie, jak również nadal buduje wiele łodzi od podstawowych pontonów przypominających muszle do pięknych linii nowoczesnych 26-stopowych łodzi rybackich, z których jedna obecnie przebywa w warsztacie, do ukończenia w tym roku i przeznaczona do pozostania w tym miejscu, kontynuując godną tradycję produkcji wysokiej jakości łodzi morskich, z której Andrew Moore i jego zespół w stoczni Felixstowe Ferry są słusznie dumni.
Gdy opuszczamy cumę i płyniemy spokojnie pod prąd w kierunku łowisk homarów, gdzie Ed łowi ryby, zauważam, że ławice głazów i mierzei, które wyznaczają wejście do rzeki, znacznie się przesunęły od czasu, gdy tu pływałem. Ed wskazuje na echosondzie głębokość wody, którą musimy pokonać i wskazuje pozycję boi kanałowych, które John stale monitoruje, aby upewnić się, że zawsze wyznaczają najbezpieczniejszą trasę żeglugi.
"Przy High Water możemy nadal skubać nad barem z naszym zanurzeniem", wyjaśnia Ed, "ale nie chcesz być złapany na krótko wracając do domu z łodzią pełną ryb i niezbyt dużą wolną burtą, więc opłaca się być ostrożnym".
Wcześniej, John przypomniał mi, że latem, zatopiona gontyna z jej zmąconymi wodami, jest siedliskiem szkółek chytrych bassów, chętnych do połknięcia kuszących przynęt, choć teraz rekreacyjnie ograniczonych od czasu wprowadzenia w styczniu nowych przepisów dotyczących połowów.
Płynąc teraz w kierunku północnym do morza przybrzeżnego, lokalnie znanego jako East Lane, znajomy punkt orientacyjny Bawdsey Manor wyłania się z portu, jego wieżyczki i skrzydła niegdyś gościły drużynę dowodzoną przez Robert Watson-Watt i jego krytyczny wojenny wynalazek radaru, który wydaje się dziwnie symboliczny, gdy płyniemy obok, w kierunku pierwszej dahn (boi znakowej).
Z homarami naszym głównym łowiskiem, Ed jest niespokojny, aby dowiedzieć się, co jego garnki mogą przynieść, po tym jak nie zaciągnął od Wielkanocy - ciągły wiatr zatrzymał go na brzegu od tego czasu. "Możemy odkryć, że niektóre z nich się poruszyły" - mówi. "Strzelam je w liniach, a każdy końcowy garnek jest cięższy, aby działać jako znacznik". The dahns hove into view and I'm reminded that with a strong tide running now, quite often the gear will "run under" only popping back to sight as it slackens towards High Water.
W ostatnich latach homary były obfite, choć nie w takich ilościach, jakie John White i jego ojciec widzieli zaraz po II wojnie światowej, kiedy brak połowów oznaczał masową rekrutację i niską śmiertelność tego gatunku. Teraz jednak presja powróciła, ponieważ ograniczone obszary dla pobliskich farm wiatrowych i związanych z nimi prac kablowych oznaczają, że rybacy zostali zmuszeni do zajęcia coraz mniejszej ilości miejsc, a pojedyncze narzędzia często są używane w bliskiej odległości od bardziej produktywnych obszarów. Kiedy Ed wyciąga pierwszą donicę, dowiaduję się, że obecnie sprzęt jest łowiony jako "single", natomiast w późniejszym okresie sezonu, kiedy na łowisku jest więcej ryb, są one łączone w "shanks" i łowione osiem donic w linii, jako sznur.
W pierwszym zaciągu nic, ale w drugiej puli pojawia się posiadacz, przekraczający zaledwie wskaźnik na pancerzu, w trzecim kolejny, a w miarę zaciągania pojawia się też kilka kogutów i kuraków, głównie na bardziej błotnistym podłożu, przy czym homary dominują na czystszych skałach.
Mając kilka homarów w pudełku, zabieram się do pracy opatrując szczypce, gdy Ed ciągnie, upewniając się, że przynajmniej mam swój wkład w poranek. Jestem podbudowany widząc ilość mniejszych, niewymiarowych ryb (lub "Nancies" jak nazywał je mój ojciec), które bez szwanku wracają do wody. Jeszcze jedna "szopa" lub wylinka dla tych osobników i same wyjdą na brzeg.
Ed i jego brat Rob (również dziś rano, łowiący dorsze i płaszczki nad horyzontem) sprzedają większość swoich połowów lokalnie. Dave Hicks z SpringTide Fishkupuje tyle lokalnych ryb i skorupiaków ile może od Buttersów i innych rybaków z promu, a większość pozostałości podróżuje 50 mil drogą lądową na aukcje w Lowestoft. Biznes Dave'a w Ferry jest kolejnym szczeblem na drabinie zrównoważonego rozwoju tej małej, tętniącej życiem społeczności, ponieważ klienci przez cały rok zjeżdżają się do jego chaty aby zakupić szeroki zakres świeżych, najwyższej jakości owoców morza, utrzymując pieniądze i wartość w okolicy.
Wiatr się wzmógł, gdy słońce wstało i Ed umiejętnie ustawił wszystkie garnki z powrotem w ich prawidłowych rzędach, przynęcając każdy z nich standardowym solonym śledziem, złowionym w tych samych wodach miesiące wcześniej. Przybrzeżne morza tego wybrzeża są obecnie pełne śledzi, choć nie przyciągają one obecnie zbyt dużej uwagi, gdyż są już "zużyte" po tarle, utrzymując jedynie głodne dorsze i okonie, zanim ponownie przeniosą się na głębsze wody.
Ostatni garnek znika za nadbrzeżem i ostatkiem sił wracamy do domu. Ekscytujący poranek z fascynującym i ogromnie nostalgicznym wglądem w mało efektowne i selektywne połowy prowadzone w uświęcony tradycją sposób, przy użyciu technik, których lata nie zdołały zniszczyć.
Gdy wiążemy się i przekładamy połów do "keep pot" na cumie, zastanawiam się nad emocjami i uczuciami, które przyciągnęły mnie tu po tak długim czasie. Słona woda jest zdecydowanie w mojej krwi i jest silniejsza z każdą podróżą do portów, rynków, aukcji i oczywiście do morza. Ponowne wędkowanie z Felixstowe Ferry skrystalizowało to dla mnie. Czuję tak silną więź z tym miejscem i jego mieszkańcami i to tylko jeszcze bardziej utwierdziło mnie w moich uczuciach i pasji, aby być zaangażowanym we wspieranie tego bastionu ostatnich dzikich myśliwych, jak tylko mogę.
Siedząc później z kawą w ręku, na tarasie kawiarni "Winkle" z widokiem na molo, czekając na Roba, który zejdzie na ląd i obserwując różne elementy tej społeczności w pracy i zabawie, łatwo jest zobaczyć, dlaczego Felixstowe Ferry wciąż się rozwija. Jest zrównoważony. Rybołówstwo i usługi pomocnicze, produkcja, handel detaliczny, usługi gastronomiczne, turystyka i rekreacja łączą się tu pięknie w mikrokosmosie, w stosunkowo małej, ale krytycznie zdefiniowanej skali.
To naprawdę niesamowite zarówno dla świadków, jak i dla doświadczonych, a teraz jeszcze bardziej dla mnie - właśnie złożyłem wniosek o cumowanie.